Kiedy Wisława Szymborska otrzymała Nagrodę Nobla wcale się z niej nie ucieszyła. Jako osoba niezwykle inteligentna zdawała sobie sprawę, że jej życie diametralnie się zmieni. A ona przecież miała swój ustalony rytm, bieg i bardzo jej to odpowiadało. Nagroda, tak ważna dla każdego twórcy, dla nie była jedynie poważnym obciążeniem, z którym radziła sobie ze swoistym wdziękiem. Nie dała się uwieść celebryckiej rzeczywistości. Na liczne zaproszenia oczywiście odpowiadała, ale wybierała tylko te naprawdę ważne. Większość swoich nowych obowiązków przerzuciła na młodego asystenta Michała Rusinka. Zdobył on jej wdzięczność w momencie, kiedy przybył do jej mieszkania, w którym nieustająco dzwonił telefon z zaproszeniami, gratulacjami i podziękowaniami. Poetka nie mogła przed tym uciążliwym sygnałem uciec, bo odkładanie słuchawki na niewiele się zdało, a sam kontakt od telefonu był ukryty na potężną komodą. Michał Rusinek poproszony o pomoc po prostu przeciął kabel telefoniczny nożyczkami i w domu zapanowała błoga cisza. W ten sposób zdobył ogromną wdzięczność polskiej noblistki i pracę. Wisława Szymborska uwielbiała spotkania z przyjaciółmi, ale tymi najbliższymi. Zawsze po każdym wyjeździe zapraszała przyjaciół do siebie, by podzielić się wrażeniami i wspomnieniami. Z każdej podróży przywoziła drobne prezenty dla wszystkich. Nawet wtedy, kiedy nie miała pieniędzy kupowała drobiazgi, im bardziej kiczowate, tym lepiej. Zachwycał się kiczem, bo uważała, że w kiczowatości jest jakaś podstawowa prawda o człowieku i jego potrzebach. Pod koniec przyjęcia organizowała tzw. loteryjki podczas których prezenty trafiały losowo do przyjaciół. Z każdej podróży przywoziła też pocztówki i popielniczki. Przyjaciele pamiętali o jej słabostkach i również przywozili jej różne drobiazgi. Poetka cieszyła się z nich jak dziecko. Podczas zagranicznych wojaży uwielbiała zwiedzać muzea. Kochała galerie malarstwa, ale jej wędrówki były bardzo specyficzne. Zazwyczaj zatrzymywała się przed jednym wybranym obrazem i potrafiła studiować go godzinami. Zauważała rzeczy, które dla innych były mało istotne. Potem te malarskie pasje powracały w jej poezji. Według Szymborskiej najważniejszym wynalazkiem obok koła, którym może poszczycić się ludzkość, były… szuflady. Miała ich w domu dziesiątki. Każdy metr mieszkania był wykorzystany właśnie na szuflady specjalnie dla niej wykonywane przez krakowskich rzemieślników. Przechowywała w nich kartki, notatki, zdjęcia, pamiątki. Te szuflady świadczyły też o zamiłowaniu Szymborskiej do porządku.