Paryż 1431 roku. Wygłodniałe masy nędzarzy ciągną pod mury Paryża, zapełniają place i targowiska, wciskają się w poszukiwaniu legowisk do ubogich przytułków. Wypełniane są szałasy, lepianki, ciemne piwnice i strychy. Tawerny i domu publiczne rozbrzmiewają śmiechem złodziei i pijaków. Na paryskich cmentarzach dniem i nocą trwają hulanki. Tego właśnie roku, w jednej z najuboższych dzielnic Paryża, przychodzi na świat Francois de Montcorbier, którego za kilka lat świat pozna pod przybranym nazwiskiem jako Villona. Dziwnym zrządzeniem losu, piekła, czy innej instancji ten łotrzyk, sutener, złodziej, stanie się najjaśniejszym punktem tej ponurej epoki upadku Francji. Villon wychowany przez kanonika przy klasztorze św. Benedykta, prawdziwą naukę będzie czerpał w paryskich knajpach. Tam będą się rodzić najdziksze pomysły najpierw psot studenckich, a potem coraz poważniejszych przestępstw. Domem dla Villona była tawerna. Tam nawiązywał pierwsze kontakty ze światem przestępczym, tam też zaczął tworzyć swoją poezję. Początkowo pisał dla swoich przyjaciół, opiewając ich życie przy dzbanie piwa. Bardzo trudno jest zrozumieć, jak wykształcony, oczytany, znający prawo i filozofię poeta znalazł swe miejsce wśród tych próżniaków i włóczęgów. Jedynym wytłumaczeniem jest fakt, że był artystą, a artyści zawsze doskonale czuli się w takich miejscach i wśród takich ludzi. Była to swoista cyganeria, twarda, jak na tamtą epokę przystało. Niestety Villon musi uciekać z Paryża. Pisze o tym w swoim pierwszym utworze „Legaty”. Zaczyna się jego kilkuletnia wędrówka po gościńcach Francji. Przez jakiś czas jest związany z jedną z band, dla której pisze kilka ballad w złodziejskim żargonie. Kolejne pobyty w więzieniu, a nawet groźba szubienicy powodują, że poeta myśli o napisaniu testamentu, dodajmy poetyckiego testamentu. W 1461 roku taki poetycki testament powstaje. Nosi tytuł „Wielki Testament” i jest swoistą spowiedzią z niemoralnego życia. Okazuje się jednak, że życie jakie wybrał nie było takie barwne i kolorowe jak moglibyśmy sobie wyobrazić. Z utworu wyłania się człowiek nieszczęśliwy, podatny na zranienia, ułomny i przede wszystkim słaby. Po powrocie do Paryża, los znowu upomniał się o Villona. Tym razem sprawa jest naprawdę poważna. Poeta jest oskarżony o morderstwo szacownego mieszczanina. Wydaje się, że tym razem nic nie uratuje go od śmierci. W więzieniu Villon pisze znakomitą i przejmującą „Balladę wisielców”, w której pokazany jest sugestywny obraz samego autora i jego przyjaciół dziobanych na szubienicy przez żarłoczne kruki. Dzięki apelacji, a bardziej prawdopodobne, że dzięki poparciu możnych przyjaciół, kara śmierci została zamieniona na dziesięcioletnie wygnanie z Paryża Villon miał wtedy 33 lata. Legenda głosi, że zaszła w nim wtedy wielka przemiana. Prawda jest jednak taka, że dokładnie wtedy, nagle i niespodziewanie, zniknął. Żaden z badaczy życia i twórczości francuskiego barda nie dotarł do informacji, co mogło się z nim stać. Pozostawić po sobie kilkanaście strof poetyckich i legendę. Nikt zapewne nie zrozumie, jak to się dzieje, że nagle jeden z kilkudziesięciu poetów, staje się tym wybranym. W średniowiecznej Francji żyło i tworzyło wielu bardziej docenianych i chwalonych, a tylko Villon ze swym skomplikowanym, awanturniczym życiem, z niewielką ilościowo twórczością, pozostał żywy do dzisiaj. Stało się tak zapewne dlatego, że zawsze był autentyczny. Mówił i pisał to, co myślał. Nie ukrywał swoich przewinień, nie udawał świętego. Poza tym, poza szczerym wyznaniem swoich win, pragnie ukojenia. Z błota, po którym chodził, umiał czynić najpiękniejsze poetyckie strofy. Jest głęboko ludzki w swoim zagubieniu i grzechu. Środowisko, w którym żył, nie miało żadnych przywilejów. Było marginesem tego lepszego, przyzwoitszego świata. Villon również za ten margines został wyrzucony. Świat był wtedy niezwykle okrutny dla osób wrażliwych. Aby żyć należało być silnym i bezwzględnym. Paryska ulica codziennie rozgrywała spektakl życia i śmierci. Poezja Villona uparcie krążyła wokół kilku tematów: miłości, nędzy, upadku i śmierci. Nieszczęśliwa miłość, którą przeżył, na zawsze zniechęciła go do wielkich porywów serca. Niespełnienie pozostawiło wielka zadrę w jego sercu. Kobiety stały się od tej chwili nieodłącznymi towarzyszkami jego życia, ale żadna nie miała już tak zranić. I takie są też w jego poezji: zdradliwe, zachłanne, okrutne. Villon i na tym polu przekonał się, że jego życie nie jest łatwe i bezbolesna. Czym jednak byłby jego poetyckie strofy, gdyby nie to co, przeżył?