Dlaczego e-booki nigdy nie wyprą papierowych książek

0 2 416

E-booki nic nie ważą, można czytać na dowolnych urządzeniach, są łatwe do kupienia i wydają się idealną alternatywą dla papierowych książek. Lepsze wrogiem dobrego? W tym wypadku dobre świetnie się broni.

Zapach farby drukarskiej, dla niektórych odpychający, dla zapalonych miłośników książek jest jak otwarte wrota raju. Można go poczuć za każdym razem, gdy sięgamy po nową, dziewiczą książkę. Specyficzny zapach jednoznacznie kojarzy się z przyjemnością z oddania się lekturze. Tych doznań nie jest w stanie zapewnić najnowszy nawet e-book.

Biblioteki publiczne pełne darmowych książek, to kolejny argument przemawiający za tradycyjną formą wydawniczą. Wizyta w takim miejscu to coś więcej niż mechaniczne oddawanie i wypożyczanie kolejnych pozycji. Dla każdego bibliofila biblioteka jest niczym świątynia, w której obowiązują ustalone zasady i grzechem byłoby ich nie przestrzegać. Ponadto bywanie w bibliotekach niesie ze sobą jeszcze jeden plus – możliwość wymieniania na żywo opinii o książkach z bibliotekarzem i innymi czytelnikami.

Oczy są nam dane raz na całe życie. Niestety gros osób czyta e-booki na smartfonach, laptopach i tabletach. Długotrwałe wpatrywanie się w wyświetlacz powoduje wysuszenie gałki ocznej, pieczenie, szczypanie i łzawienie. Z czasem okazuje się, że czcionka jest za mała, trzeba ją powiększyć lub… kupić okulary. Tymczasem długotrwałe czytanie papierowych książek, o ile odbywa się przy odpowiednim oświetleniu, nie ma negatywnego wpływu na wzrok.

Czytniki e-booków, które wydają się doskonałą alternatywą dla szkodliwych tabletów i smartfonów, niestety nie należą do najtańszych. Prawdę powiedziawszy, te lepsze są po prostu drogie. Za cenę czytnika spokojnie kupimy zapas książek na rok. A przecież czytnik to nie wszystko, za e-booki i tak trzeba płacić. I to wcale nie mniej niż za papierową lekturę. Minusem czytników jest też problem z formatem e-booków, nie każdą wirtualną książkę otworzymy na konkretnym modelu czytnika.

Cena czytników niejako z automatu wymusza na nas szczególną dbałość o sprzęt. Efekt? Wbrew pozorom nie zabieramy czytnika zawsze i wszędzie ze sobą, niechętnie wyjmujemy w ciasnym autobusie czy tramwaju, chronimy przed kradzieżą i uszkodzeniami mechanicznymi. Tego problemu nie ma w przypadku tradycyjnych książek. Możemy spokojnie wyjąć ją z torby czy plecaka wszędzie tam, gdzie uda nam się usiąść czy choćby stabilnie stanąć.

Technologia to błogosławieństwo i przekleństwo jednocześnie. Czytnik e-booków trzeba raz na jakiś czas naładować. I na ogół bateria kończy się w najmniej odpowiednim i najbardziej zaskakującym momencie. Przymusowa przerwa w lekturze spowodowana brakiem zasilania na pewno będzie frustrująca. Klasyczna książka nigdy nas w ten przykry sposób nie zaskoczy.

Spotkania autorskie organizowane przy okazji targów książki, imprez branżowych lub po prostu w księgarniach czy bibliotekach niemal zawsze powiązane są z promocją najnowszego tytułu autora. Można od ręki kupić książkę i nawet dostać dedykację. Nie ma żadnej technicznej możliwości, by pisarz podpisał się na e-booku. Nawet jeśli w jakiś sposób uda mu się złożyć podpis cyfrowy, trudno będzie nazwać to autografem. Można zebrać całkiem pokaźną kolekcję książek z autografami, w przypadku e-booków jest to nierealne.

Ciężar papierowej książki często jest traktowany jako argument przeciwny klasycznym egzemplarzom. Prawda jest taka, że zagorzali czytelnicy po prostu lubią czuć książkę w dłoni. Im cięższa, tym dłuższą i ciekawszą przygodę zapowiada. Czytnik zawsze waży tyle samo i wzięcie go do ręki nie zwiastuje właściwie niczego.

Książka na prezent? Tak, ten pomysł sprawdza się zawsze. Nawet jeśli ktoś nie lubi czytać (ponoć są takie osoby), można sprezentować album ze zdjęciami albo reprodukcjami obrazów. Eleganckie wydanie będzie się godnie prezentowało w domowej biblioteczce. Prezentowanie e-booków jest rzadko spotykane i raczej nie należy do dobrego tonu. Takie prezenty mogą sobie robić jedynie bardzo bliskie osoby, a i to tylko przy nieoficjalnych okazjach.

Czytanie w miejscu publicznym, oczywiście papierowej książki, może przynieść jeszcze jeden ciekawy efekt. Książka, a raczej widoczna okładka, jest doskonałym pretekstem do nawiązania rozmowy przez obcych („Przepraszam, to nowa pozycja, kiedy wyszła?). Pokaż mi, co czytasz, a powiem ci, czy jest nam po drodze. Czytnik nigdy nie zapewni takiego efektu. Pytanie „Przepraszam, co czytasz?” można uznać w najlepszym razie za mało grzeczne.

Zostaw odpowiedź